Nawiązując do moich Open Days w Warszawie, chce opowiedzieć jedną
przygodę, która mnie spotkała. Oprócz kilku ludzi poznanych na castingach, z
którymi utrzymuje kontakt do dziś, poznałam kogoś jeszcze...
29 września - Open Day Emirates w Warszawie. Do hotelu, w
którym odbył się Open Day dotarłam około 7 rano. Przygotowałam się i już była
prawie 8. Kiedy kazano nam czekać na telefon od rekrutów do godz. 17.00, razem
z Karoliną (poznaną na castingu do Qatar Airways i Pawłem - Emirates)
zwiedzaliśmy Warszawę. Oczywiście zostawiłam swój bagaż(niby tylko jeden dzień
ale trzeba wziąć wszystko żeby się przebrać, uczesać i zrobić na bóstwo :D) w
hotelu bo nie będę się z tym wozić po stolicy. Dostałam telefon około 14:20 z wiadomością,
że mam się pojawić na drugi dzień w tym samym hotelu. No to postanowiłam wrócić
do hotelu, żeby zabrać moja walizkę i poszukać noclegu. Niestety wszystko było już
pozajmowane bo na drugi dzień odbywał się Maraton Warszawski a w przeddzień
jakiś pochód Solidarności. Pomyślałam, że może jakiś nocleg pod Warszawą,
stwierdziłam, że nie ma sensu bo zaś trzeba będzie dojechać, zadzwoniłam do
kolegi, żeby mi cos na szybko znalazł, niestety wszystkie hostele pozajmowana a
ceny w hotelach nie na moją kieszeń. No to co, lotnisko? Mam już doświadczenie
w tym temacie :D No to wracam do hotelu, zgubiłam się w Parku Łazienkowskim...(18
wejść i wyjść :P) i postanowiłam zapytać o drogę. Me oczy ujrzały starszego
Pana w okularach z mapą(skoro ma mapę, pewnie wie, jak stąd wyjść) którego
zapytałam o drogę. Nagle mężczyzna ściąga okulary i mówi po angielsku, że nie
rozumie. Kiedy ściągnął okulary, wiadome było, że jest azjatą. Miałam juz go
przeprosić ale postanowiłam, że pogadam(dawno się nie gadało In English). Okazało
się, że Pan T. mieszka w New York City i pochodzi z Wietnamu, ma córkę w moim
wieku. Bardzo dobrze się rozmawiało i Pan T. zaczął mnie wypytywać, co tu
robię. Opowiedziałam o realizacji moich marzeń, o tym, że zaraz jadę na
lotnisko itd... Kiedy to powiedziałam, Panu zrobiło się chyba przykro,
oznajmił, że nie mogę tam po prostu spać. Zaproponował nocleg w swoim mieszkaniu,
które wynajmuje od 2-óch tygodni a jutro wyjeżdża do NYC. Bał się, że
zrozumiałam to w sensie propozycji a ja pomyślałam "czemu nie". W
końcu to starszy Pan, niech tylko spróbuje mi coś zrobić, pewnie i tak mam
więcej siły od niego :)Zgodziłam się..
Doszliśmy do hotelu, podczas, gdy
odbierałam moją walizkę, Pan T. podszedł do recepcjonisty i zapytał o wolny
pokój....po czym oznajmił, że "ta młoda pani się tu wprowadza".
Wyciągnął wszystkie pieniądze jakie miał(euro, złote, dolary itp...) i zaczął
bukować mi pokój. Natychmiast przystąpiłam do akcji, prosiłam recepcjonistę,
żeby nic nie bukował a Panu T. podziękowałam. W końcu oznajmił, że jestem jego
córka i żeby mnie nie słuchali :D Wziął
mnie na stronę i prosił, żebym dała sobie pomóc. Mówił, że jutro wyjeżdża a
wszystkie pieniądze prócz dolarów musi wydać i tak. W końcu uległam, podziękowałam
i natychmiast zaprosiłam na kolację. Chociaż tak chciałam się odwdzięczyć,
niestety nie pozwolił mi zapłacić, próbowałam jakoś oddać mu te pieniądze ale
on tylko spojrzał na mnie i już wiedziałam o co chodzi... Czułam się trochę jak
żebrak, ale wiem, że odwdzięczę się mu za rok, dwa lub 10.
Życzył mi powodzenia, wymieniliśmy
się telefonami, facebook'ami, mailami, wszystkim, co możliwe(prócz koszulek :P)
Oczywiście zaprosiłam Pana i Jego córkę do domu(w przyszłym roku przylecą).
Na koniec zapytał, czy wiem, czemu
mi pomógł?
-Nie, nie wiem.
-Odparł, że dlatego, że byłam w
stosunku do niego bardzo otwarta i szczera, bo mało takich ludzi spotkał w
swoim życiu. Uciekał z Wietnamu podczas wojny, więc duuużo przeszedł.
P.S. Hotel kosztował 100 euro,
kolacja 100zł. - MASAKRA
No to rzeczywiście miałaś farta;) Są życzliwi ludzie na tym świecie;) Miła historia, napawa nadzieją i optymizmem;)
OdpowiedzUsuńPS Jeśli następnym razem będziesz poszukiwała noclegu pod Warszawą, daj znać!:)
Ech ty zawsze masz takie szczęście w życiu :) I bardzo dobrze. Ja mam zawsze opory przed rozmawianiem z obcymi ludźmi na ulicy.
OdpowiedzUsuńKazetka: dziękuję bardzo :* na pewno skorzystam:P Agnieszka coś o tym wie, była pierwszą osobą, którą poznałam na swojej drodze do USA :)
OdpowiedzUsuńNo 100 euro za hotel to widzę ho ho ho bardzo dużo zapłacił ;) Ale fajnie, że jeszcze spotyka się takowych ludzi.
OdpowiedzUsuńTy zawsze trafisz na kogoś życzliwego :D Super!
OdpowiedzUsuńno...:P oby ta dobra passa trwała jeszcze 2 miesiące :D
OdpowiedzUsuńWow, niezła historia :) jak się coś takiego przeżyje, to rzeczywiście napawa optymizmem, odwaga się czasem potrafi nieźle opłacić ;) chociaż ja ostatnio zaczęłam myśleć,że jak takie sytuacje mogłyby się skończyć gdyby jednak tej odrobiny szczęścia zabrakło...i postanowiłam być trochę bardziej ostrożna.
OdpowiedzUsuńtak to prawda !
Usuńtrzeba uważać na różnych zboczeńców ale ten Pan tak wygladał, że nie było możliwości, żeby okazał się złym człowiekiem ;)
cześć! czytam Twojego bloga i zastanawiam się jak układają się dalej Twoje losy :) jestem w bardzo bardzo podobnej sytuacji i też chcę zostać FA ^^ mój e-mail to 3dom4pam@gmail.com - napisz do mnie jeśli masz czas, chętnie posłucham porad i doświadczeń!!!
OdpowiedzUsuńPamu - wysłałam Ci wiadomość na maila ;) Chyba jej nie dostałaś, dlatego podaję swój adres: lidziaczek11@wp.pl
UsuńPOZDRAWIAM :)
Hej będziesz jeszcze pisać :) właśnie trafiłam na Twojego bloga i bardzo mnie zaciekawił :)
OdpowiedzUsuńBardzo miło to słyszeć :) Oczywiście, że będę :) Czekam tylko na odpowiedni moment:P
UsuńNiesamowita przygoda, wyobrażam sobie minę tego pana, gdy usłyszał o spaniu na lotnisku. Widać dobry człowiek z niego i to się ceni.
OdpowiedzUsuńCoraz mniej jest takich ludzi ale dzięki Bogu są! :)
Usuńwow, ale historia :-) Dobrze, ze jeszcze istnieja tacy ludzie!
OdpowiedzUsuń