sobota, 5 listopada 2011

2 MINUTY

Tyle trwała moja rozmowa z konsulem :) Chociaż nie wiem, czy aż tak długo. Ale od początku.
Ładnie, pięknie pojechałam do Krakowa w czwartek z myślą o noclegu. Miałam nocować u mojej siostry koleżanki, ale ta się wypięła na godzinę przed moim wyjazdem z Nysy, gdzie wszystko było już zaplanowane. Rzecz w tym, że Lidza nie jest głupia i zawsze zabezpiecza się z pięciu stron. Tak więc kilka dni przed wyjazdem napisałam do koleżanki z fejsa (a raczej dziewczyny, którą znam tylko ze zdjęć na fejsie) i zapytałam, czy byłoby możliwe przekimanie u niej. Trochę to głupie, bo się nie znamy, ale odziwo Agnieszka się zgodziła.:D Było mi bardzo głupio do niej jechać, bo nic o sobie nie wiemy, nawet nie zamieniłyśmy słowa przez telefon,nie wiemy jak brzmią nasze głosy a tu Lidzia pakuje się do kogoś na mieszkanie :)

Wieczorem zaprosiłam Agę na zapiekankę. Podobno najlepsze są na Kazimierzu i rzeczywiście są pyszne i wielkie. Ja zamówiłam sobie ze szpinakiem :) Najadłam się tak, jakbym zjadła wielki obiad składający z ziemniaków i schabowego nie zapominając o surówce. Polecam zapiekanki "U ENDZIORA" na Kazimierzu.

4.11.2011
Po nocce na podłodze i z obolałym kręgosłupem muszę przyznać, że nie czułam zmęczenia. Było nieźle :D i ciepło. Obudziłam się o 6:00 (zrobił to za mnie Agnieszki telefon) i od razu pobiegłam do ubikacji - zapiekanka się strawiła ;) Nerwy, nerwy i jeszcze raz nerwy. O 8.15 mialam spotkanie w Konsulacie USA. Wyszłam z domu już przed 7 aby sie nie spóźnić, chociaż idzie się tam około 15-20 min. W moim przypadku było to chyba 10min. a miałam obcasy. Z racji tego, że nie wolno wnosić żadnych płynów, ostrych narzędzi i urządzeń elektronicznych, wszystko zostało w domu poza telefonem, który zostawiłam w jakiejś kawiarni na rynku.

Godzinas 8.15
Pan przez megafon ogłasza co należy zrobić w danej chwili - trochę tak siarko, bo czułam się jak w Austchwitz- po czym podchodzi do nas i zbiera nasze paszporty i inne pierdoło-dokumenty. Teraz trzeba ustawić się w kolejce pod samymi drzwiami, żeby było szybciej. Oczywiście Lidzia pierwsza :) Przechodzę prez bramkę, jak na lotnisku i nasłuchuję, czy coś zapika. NIC. Idę dalej, tam z kolei prosi mnie Pani do okienka i prosi o dokumenty związane z moim programem au pair. Karze mi wziąć numerek z maszyny i przejść do poczekalni. Siedze i czekam - nogi coraz bardziej chodzą, ludzie patrzą się na siebie, jakby ich życie zależało od tego czy dostaną wizę. No nic, siedze dalej i jest mi bardzo zimno. Nagle tyn tyn tyn i na tablicy pojawia się NUMER 11 STANOWISKO 4.
TO JA !!!!!! TO JA !!!!!!
Podchodzę do stanowiska nr 4 i ZASKOK :D Taki przystojny ten Pan Konsul, że gdyby nie było szyby, to bym się na niego co najmniej rzuciła :P No to ja do niego dzień dobry a on :"dzień dołbri, can you speak English?" a ja OF COURSE I CAN :D
Pytał mnie o rodzinę, do której jadę, czy byłam już w Stanach, czy mam tam rodzinę, czy studiuje, na jak długo chcę tam zostać i czy zapoznałam się z 10-cio stronnicowym czymś, co dała mi Pani w poprzednim okienku. Lidzia ładnie, płynnie na wszystko odpowiedziała i czeka. A Pan Konsul:" wśystko jest ołkej, dołstaje Pani wize, prołsie ćekać do 5-ciu dni rołbołczych".
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

MAM WIZE !!!!! MAM WIZE!!!!!!!!!

Zbiegając po schodach w Konsulacie mało się nie zabiłam. Cieszę się jak głupia do tej pory. Tylko, że zdaje sobie sprawę, że nie będzie tak kolorowo. Ale na razie ENJOY :))))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz